czwartek, 13 czerwca 2013

Online - Offline

                Kim jesteśmy online a kim offline? Zapewne jestem to kwestia bardzo indywidualna. W moim odczuciu występują jednak wyraźne różnice między tymi dwoma zjawiskami.  O wiele łatwiej jest wykreować swój nowy wizerunek online niż offline. Ba! W sieci jesteśmy w stanie kreować codziennie nowy wizerunek i codziennie być kimś innym dla naszych cyber – przyjaciól. Co więcej, wielu ludziom szybciej przychodzi znalezienie przyjaciół właśnie w sieci. Być może wtedy są bardziej śmiali i odważni. A może wynika to z lenistwa i niechęci do opuszczania swoich czterech ścian. Ciekawym jest fakt, że kiedy już dochodzi do zawarcia przyjaźni przez internet i to nawet bardzo zażyłej, osoby te nie decydują się nie spotkanie twarzą w twarz. Nie jest oczywiście to regułą. Są takie osoby, nawet w moim otoczeniu, które poznają ludzi na facebooku czy innych różnego rodzaju portalach i dla nich od początku celem takiej znajomości jest spotkanie w bliższej lub dalszej przyszłości w tzw realu.
            Sceptykiem odnośnie internetu również Clifford Stoll. Twierdzi on bowiem, iż sieci komputerowe powodują wyizolowanie społeczeństwa. Jego zdaniem najważniejsze są te doznania i przeżycia, których doznajemy w naszym prawdziwym życiu, natomiast internetowe przygody to zupełnie coś płytszego. Według niego „elektroniczne sieci prowadzą do erozji różnych składników naszej społeczności”. [1] Ja osobiście, podpisuję się pod tymi słowami. Nie uważam oczywiście, że świat online jest zły, bynajmniej – moim zdaniem jest to świat, w którym powinno się istnieć i płynnie funkcjonować. Aczkolwiek nie chciałbym żeby ten świat był dla nas ważniejszy niż prawdziwe życie, żeby nie stał się dla nas właśnie prawdziwym życiem.
            Natomiast Allucquere Rosanne Stone twierdzi, że online to „niewątpliwie przestrzeń społeczna, w której ludzie spotykają się face-to-face, ale co innego już znaczy ‘spotkanie’, co innego też ‘face-to-face’”.[2] Jest to w pewnym stopniu połączenie obu światów. Dzięki obecnym technologiom, możemy i widzieć i słyszeć naszych rozmówców. Tylko pozostaje pytanie czy to nam wystarcza? Czy nie brakuje nam obecności danej osoby obok nas? Takie „spotkania” mogą być jedynie doraźnym lekarstwem i na pewno nie na dłuższą metę. Jednakże, często zdarza mi się słyszeć jak ktoś się umawia z kimś na „spotkanie” online. Mnie także zdarza się powiedzieć do znajomych na pożegnanie „ pogadamy jeszcze na ‘fejsie’”. Nie jest to nic złego, ale tylko jako dodatek do życia offline.
Całe to analizowane przeze mnie zjawisko zostało nazwane cyberkulturą. Pierre Levy zakłada, że opiera się ona na trzech fundamentalnych przesłankach a mianowicie: możliwości łączności wszystkiego z wszystkim (interconectivity), idei wirtualnego społeczeństwa (virtual community) oraz kolektywnej inteligencji (collective inteligence). Zdaniem Levy’ego błędem jest odbieranie realności i wirtualności jako dwóch całkowicie skrajnych aspektów, a słuszne jest jedynie traktowanie wirtualności jako opozycji do AKTUALNOŚĆI a nie do realności.[3]
            Jeśli chodzi o polskich myślicieli, kwestię tę najszerzej porusza profesor Zygmunt Bauman. Przede wszystkim skupia się na związkach międzyludzkich i zastanawia się jak by to było wymieszać te dwa światy  Życiu online nadaje on atrybut, który nazywa kamieniem filozoficznym. Twierdzi, że jeśli w związku dwojga ludzi zaczyna się coś psuć, wtedy zaczynają się ze sobą męczyć, w ich wspólnym życiu pojawiają się ciągłe pretensje. A tym wspomnianym kamieniem filozoficznym w sieci jest przycisk „delete” i jego właśnie według Baumana brakuje w prawdziwym życiu. Poznański filozof uważa, że dzięki takiemu przyciskowi w offline żyłoby się każdemu z nas lepiej i łatwiej, a wręcz bezproblemowo.[4] Przycisk „delete” jest też na pewno tylko przykładem, bo dlaczego by nie używać w relacjach partnerskich także przycisków „copy” , „escape” „back space” czy też „enter”.
A to, że w online jest łatwiej Bauman argumentuje także poprzez kwestię zalotów, ich przebiegu i tego jak się kończą. W rzeczywistości często jest to bardzo długi proces, który nie zawsze kończy się sukcesem. Natomiast w sieci możemy w każdej chwili wylogować się, wyłączyć komputer i właściwie ślad po nas ginie. Nie doświadczamy wtedy ani wstydu ani upokorzenia ani zawodu.[5] Jest to ciekawe podejście, ale wydaje mi się, że dość tchórzliwe i pesymistyczne. Dlaczego od razu zakładać, że będzie źle i wszystko zakończy się niepowodzeniem? Mam wrażenie, iż jest to swego rodzaju koło ratunkowe dla ludzie mniej śmiałych.
Reasumując jest to temat – rzeka i pewnie tyle ile ludzi się tym zajmujących, tyle opinii. Ja, ze swej strony pozostawiam to zagadnienie do otwartej dyskusji w komentarzach;)


















[1] http://www.zawojski.com/2008/02/04/cyberkultura-jako-nowy-paradygmat-kultury-medialnej-rozwazania-teoretyczne/
[2]  Ibid.
[3]  Ibid.
[4] http://www.artykuly-psychologiczne-online.pomoc-psychologiczna.com/milosc.html
[5] http://wyborcza.pl/magazyn/1,130290,13259382,Boimy_sie_wolnosci__marzymy_o_wspolnocie.html